niedziela, 9 maja 2010

Prawdziwy smak Barcelony

W ostatnim poście rozpisałem się na temat czarnej paelli, a tak naprawdę zmierzałem do przedstawienia centrum smaku w stolicy Katalonii: Mercat de Sant Josep de la Boqueria lub po prostu La Boqueria. Czyli jeden z najstarszych i największych targów Europy i jedno z niewielu miejsc w tym mieście, które naprawdę mnie urzekły.

Dla wszystkich smakołaków to miejsce może mieć tylko dwa minusy, ogromna ilość ludzi na stosunkowo niedużej przestrzeni i ograniczenie ciężaru bagażu w drodze powrotnej do domu ;) Można tam znaleźć ogromne ilości przeróżnych produktów spożywczych, zebranych na stoiskach "tematycznych".
Zatrzymując się przy dowolnym stanowisku jest się od razu wciąganym w często bardzo kolorowy, prawie zawsze aromatyczny i apetyczny, świat serów, owoców, bakalii, mięs, ryb, itp. itd. Już od samego patrzenia na te wszystkie dobra człowiek czuje się potwornie głodny i chciałby spróbować wszystkiego, ale jednak łakocie zakupione na tych stoiskach polecam pakować do torby. Dlaczego? Bo cały apetyt i chęć jedzenie należy zatrzymać na tak zwany "gwóźdź programu". Na targowisku znajdziecie bowiem kilka miejsc, w których na przestrzeni średniej wielkości stoiska targowego, krząta się ekipa porównywalna z obsadą niewielkiej restauracji. Ale nie bez przyczyny, bo i ilość klientów jaką mają do obsłużenia jest porównywalna z takim lokalem.
Wokół stoiska ciągnie się wysoka lada, a przy niej dość gęsto ustawione krzesełka barowe i każde z nich jest zajęte. Mało tego, na każde z tych miejsc czeka co najmniej jedna osoba. Natomiast w porze lunchu można się spodziewać gęstego dwuszeregu oczekujących. Na pierwszy rzut oka oceniłem więc, że "nie ma szans", pół godzinny czekania na jakieś jedzenie z "baru targowego"?! Gdyby nie upór mojej małżonki ;) to pewnie na tym by się skończyło... Warto było jednak zaczekać :)
Kiedy już uda się zdobyć jakieś siedzisko, to wszystko odbywa się w ekspresowym tempie. Panowie za ladą, z którymi można się porozumieć chyba wszystkimi popularnymi językami, poruszają się z zadziwiającą szybkością, biorąc pod uwagę stosunek ilości osób do rozmiarów dostępnej przestrzeni. W zasadzie w błyskawicznym tempie dostaje się lampkę białego wina lub piwo, czy co tam innego zamówicie, ale w tym miejscu koniecznie należy zamówić owoce morza, a cóż innego pić do takiego dania ;)
Wybór dań jest dość szeroki, a z kartą można zapoznać się dość szczegółowo podczas oczekiwania na wolne miejsce. Istnieje również duże prawdopodobieństwo, że większość z tych dań można zobaczyć... serwowane tym szczęśliwcą, którzy dokonują konsumpcji przed nami! Siadamy więc na krzesełku już z podjętą decyzją i ogromnym apetytem, co też z pewnością wpływa na przyspieszenie całego procesu ;) Na realizację zamówienia nie trzeba długo czekać i wreszcie możemy delektować się prawdopodobnie najświeższymi owocami morza w mieście. Dania są raczej proste, co jednak wcale nie ujmuje im smakowitości. Jeżeli nie jesteście fanami ośmiornic, kalmarów, małż, czy innych tego typu specjałów, to miejsce jest odpowiednie aby spróbować jeszcze raz. Tutaj smakują one zupełnie inaczej i z pewnością jest to ich bardziej prawdziwy smak niż w jakiekolwiek restauracji w głąb Hiszpanii, czy Europy...


Wyświetl większą mapę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz